Nasza wirtualna
znajomość budziła w nas szczere emocje. Począwszy od nerwowego oczekiwania na
kolejnego maila; przykrości, gdy się nie pojawiał i niepokoju, co było tego
przyczyną. Poprzez przyjemną w odczuwaniu radość, gdy On w końcu napisał. Aż po
lekką irytację spowodowaną mniej zgrabnym sformułowaniem albo rozczarowanie, iż
mail nie jest taki, jakbym chciała. Do tego dochodziły stany wywołane
otrzymanymi wiadomościami – podekscytowanie, rozmarzenie oraz przyjemne
rozkojarzenie. Moje reakcje czasem samą mnie dziwiły i skłaniały do
zweryfikowania poglądu o dystansie do internetowej znajomości. Przecież ja
tylko pisałam sympatyczne i niezobowiązujące maile do człowieka, którego na
oczy nie widziałam. Mieszkającego w mieście, w którym nigdy wcześniej nie
byłam. Pracującego w branży, na której się nie znam. Prawie nic o człowieku nie
wiem, a tu nagle tyle emocji, stanów, niepokojów… Było to dziwne. I trochę męczące, ale
w sumie przyjemne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz