środa, 25 lutego 2015

Wiadomość zwrotna




Musiałam trochę na nią poczekać, ale po 3 latach stwierdzam, że było warto. Wiadomość, jak przystało na początek obiecującej znajomości, była mało konkretna, ale przemyślana i długa. Ucieszyłam się, że moja wiadomość spotkała się z odpowiedzią. Wcześniej nie przykładałam większej wagi do maili wysyłanych do zapisanych na portalu mężczyzn. Dotąd były to luźne pogawędki dotyczące trudnej sytuacji na rynku pracy, pielgrzymek autokarowych oraz… gotowania (tak, tak! pewien pan pochwalił się takim umiejętnościami na swoim profilu). Skoro jednak moje zaangażowanie w zainicjowanie tej znajomości było większe, to wzrosły również oczekiwania co do jej dalszych losów. To nie mogło być niezobowiązujące klikanie w klawiaturę i pisanie co kilka dni nic nie wnoszących maili do facetów, o których wiedziałam, że nie chciałabym z nimi być. Taka wymiana wiadomości trwała w najlepszym wypadku 2-3 tygodnie i po tym czasie kończyła się z mojej lub nie mojej winy. Teraz miało być inaczej.

sobota, 21 lutego 2015

Brak odpowiedzi




Nietuzinkowa i nietypowa wiadomość zaczepna nie od razu spotkała się z odpowiedzią. Początkowo nie spotkała się nawet z jakąkolwiek reakcją. Żadnego: „Cześć, fajnie, że napisałaś!” ani „Ale fajna wiadomość. Dzięki!”. Z głuchego milczenia ze strony odbiorcy trudno było wywnioskować, czy rzeczoną wiadomość w ogóle otrzymał. Miałam do wyboru albo zastanawiać się nad przyczynami braku odpowiedzi, albo fakt ten zignorować. Początkowo było mi niezręcznie, tym bardziej iż w zakończeniu maila wyraźnie zaznaczyłam, że wiadomość zwrotna by mnie ucieszyła. Potem nabrałam przekonania, że człowiek, do którego napisałam, w ogóle wiadomości nie odebrał. Dziwiłam się, jak ktoś może wytrzymać bez codziennego logowania się do serwisu, ale uznałam, że najwyraźniej są takie przypadki. Gdy po tygodniu żadna odpowiedź się nie pojawiła, po prostu zaczęłam zapominać o całej sprawie. Nic nie zyskałam na swojej śmiałości, ale też niczego nie straciłam. Pocieszałam się, że brak reakcji na pierwszą wiadomość zawsze jest lepszy niż nieoczekiwane zerwanie korespondencji trwającej już jakiś czas.
Odpowiedź na mojego maila w końcu nadeszła. Po 9 dniach. I wtedy dopiero się zaczęło.

wtorek, 17 lutego 2015

Pierwsza wiadomość




W babskim kręgu moich znajomych krążyła opowieść o początkach pewnej znajomości. Otóż Ona od dawna miała Go na oku. Pochodzili z tej samej miejscowości, On miał dobrą opinię wśród mieszkańców i większość z nich korzystała z Jego usług. Toteż zdobycie należącego do Niego numeru telefonu nie stanowiło dla Niej większego problemu. Gdy już go miała, napisała doń smsa. Wiadomość „chwyciła”. Smsowali tak około pół roku, aż On zaproponował spotkanie.
Treść owego pierwszego smsa do dziś stanowi tajemnicę tej, teraz już małżeńskiej, pary. Przyznaję, że ta opowieść pobudzała moją wyobraźnię. Co można napisać w takiej wiadomości? Od czego zacząć? Byłam wówczas zarejestrowana na portalu internetowym dla osób szukających drugiej połówki. I nie ukrywam, że coraz bardziej mi zależało, żeby ją znaleźć. Miałam spore wymagania co do potencjalnego kandydata, a polegać mogłam tylko na opisach autorstwa użytkowników. Oraz na ich odpowiedziach na kilka pytań zadanych przez twórców portalu. Co jakiś czas trafiałam na sensowny, dobrze napisany profil mężczyzny zbliżonego do mnie wiekiem i wzrostem. I wtedy zaczynałam myśleć. Co napisać? Jak zagadnąć, by dostać odpowiedź? O co zapytać i czym go zainteresować? Chciałam napisać tę idealną, perfekcyjną wiadomość, która chwyci delikwenta za serce i skłoni go do rozwijania internetowej znajomości. Tak upływało kilka dni – czekałam na weekend, przecież to idealny czas na maile zaczepne. Potem mijał kolejny tydzień – bo do napisania chwytliwej wiadomości koniecznie trzeba być wypoczętą i w dobrym humorze, i nie zaprzątać sobie głowy prozaicznymi czynnościami. Tygodnie w końcu zmieniały się w miesiąc, a potencjalny kandydat na życiowego partnera tkwił w błogiej nieświadomości co do mego istnienia.
Napisałam w końcu tę wiadomość. Wcale nie w weekend, tylko we wtorek. Wcale nie po namyśle, tylko spontanicznie. I wcale nie w stanie relaksu, tylko po męczącym dniu w pracy, późnym wieczorem. Wiadomość nie była długa – 4 akapity po kilka linijek. Nie była też specjalnie ugrzeczniona, raczej nieco prowokacyjna. Ale udało się. Znajomość została nawiązana.