wtorek, 10 marca 2015

Jak doszło do naszego pierwszego spotkania



Spotkałam się z M. w moim (prawie) rodzinnym mieście w niecałe 2 miesiące po napisaniu pierwszej wiadomości. Na pomysł przyjazdu wpadł mój Narzeczony. Cieszyłam się, że wykazał inicjatywę w tej materii. W końcu pisało nam się miło, a nawet całkiem przyjemnie, ale to nie to samo co się spotkać, porozmawiać, zobaczyć się i usłyszeć. Oboje chcieliśmy przekonać się na własne oczy, do kogo klikamy te absolutnie fantastyczne wiadomości.
Swoją decyzję Narzeczony oznajmił mi 1,5 tygodnia przed planowanym przyjazdem. Pewnie wcześniej ją przemyślał i poczynił odpowiednie przygotowania – sprawdził trasę, policzył kilometry i fotoradary – ale mi zostało mało czasu. Musiałam wybrać miejsce spotkania łatwe do znalezienia przez przybysza, który nigdy w moim mieście nie był, pomyśleć nad programem spotkania, no i kupić jakąś kieckę. Był koniec listopada, więc zadanie wcale nie było łatwe.
Oboje bardzo przeżywaliśmy fakt, że niebawem się poznamy. Cieszyliśmy się i byliśmy podekscytowani, ale mieliśmy też sporo wątpliwości. Nie opuszczały nas do dnia, w którym zobaczyliśmy się po raz pierwszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz