barzo piękna a krotochwilna dzielnemu Rycerzowi
Martinusowi poświęcona oraz wdzięczney, równie nadobney co cnotliwey
Księżniczce imieniem Magdalencja
Razu pewnego
wtorku jesiennego do Grodu Koziego z Kansas odległego przybył Rycerz Martinusem
zwany. Nieświadom niczego zsiadł z Rumaka swego nieopodal Wodza zacnego i
Kasztanki jego. Gdy odpoczynku zażywał, dziewczę jasnowłose go napadło.
Potrząsnęło lokami, zawirowało niebieską kiecką i ujęło Rycerza pod pachę. Nie
kto inny jak Księżniczka Magdalencja to była, która na mauretańskim zamku
komnaty swe miała, gdzie też zawiodła dzielnego Rycerza. W drodze, przyjemnie
ze sobą rozmawiając, wodzili oczyma swymi po gmachach, które były dobrze
zbudowane. Gdy dotarli do Zamku, pokonali fosę łódką i udali się na
poczęstunek. Nie zabrakło słodkich napitków z wymyślnie utoczonym
serduszkiem oraz naleśników nadziewanych miłosnymi powidłami. Po sytym posiłku M&M
ruszyli na wieczorny spacer po włościach Księżniczki. Aura wyborną była –
z nieba sypał śnieg i płatki róż, a księżyc wyłaniał się zza chmur, oświetlając
delikatne gałązki drzewek mirabelkowych. Rycerz dzielnie brnął przez śniegowe
zaspy, aż z Księżniczką dotarli do rzęsiście oświetlonej gospody, gdzie
niecierpliwie ich oczekiwano. Przygotowano dla nich bowiem iście królewską
ucztę z samych najwyborniejszych sałatek. Czas młodej parze umilały
najszczuplejsze w mieście szansonistki nucące najsłodsze pieśni miłosne.
Znużona Księżniczka zasnęła w trakcie z nosem w sałatce.